sobota, 28 lipca 2012

2 dni w Nowym Jorku

Uwielbiam takie plakaty filmowe, na których ktoś podciera sobie tyłek cudzym nazwiskiem. Tak jak w przypadku "2 dni w Nowym Jorku", gdzie krzyczano z afisza "Woody Allen na obcasach"... :-)

Na miejscu Allena bym się obraził...

Film da się obejrzeć - temu nie zaprzeczę. Jest to zabawna komedyjka o różnicach kulturowych między francuzami a amerykanami. Bo ci pierwsi przyjeżdżają do Nowego Jorku i wywołują całą masę krytycznych sytuacji i pomniejszych końców świata. A zaś autochtoni też są jacyś tacy skomplikowani i dzięki temu otrzymujemy wybuchową mieszankę absurdalnych sytuacji, gagów i nieporozumień.

Czy to jednak wystarczająca mikstura, żeby coś zostało w głowie?

Ogląda się "2 dni w Nowym Jorku" z niekłamaną przyjemnością. I pośmiać się można i dowcip na całkiem przyzwoitym poziomie ale jednak brakuje filmowi czegoś, co sprawiłoby żeby zapadł w pamięć.

piątek, 27 lipca 2012

Ave

"Ave" to kino drogi rodem z Bułgarii. Już samo to powinno zastanowić przed zakupem biletu. No bo czy ktoś zna dokonania bułgarskiej kinematografii? Czy znana jest sofijska szkoła dramaturgii? I kim jest Konstantin Bojanov? :-)

Był to jednak bardzo dobry wybór... 

Film jest opowieścią o dwójce młodych ludzi, którzy przemieszczają się autostopem przez bułgarską prowincję. Daleko od Złotych Piasków i turystycznych zagłębi toczy się prawdziwe życie - pełne dziwnych postaci, niedopałków i niedomówień...
Ale to właśnie tam są ludzie z krwi i kości, tam są emocje, tam jest niekoloryzowany obraz świata.

Możemy oglądać nieprzeintelektualizowaną i świeżą opowieść o drodze i dojrzewaniu. A może o dojrzewaniu w drodze? Albo po prostu o trudnej młodości? 

Całą historia składa się z epizodów rozrzuconych pomiędzy środkami transportu a krótkotrwałym "cumowaniem" w bardziej statycznych przestrzeniach.

niedziela, 22 lipca 2012

Valhalla: Mroczny wojownik

Kolejne "świeże" odkrycie kinowe - film z 2009 roku, który premierę nad Wisłą ma raptem 3 lata później. 
Ale w sumie, po obejrzeniu, nie dziwię się, że nie było chętnych żeby udostępnić w kinach takie "dzieło" ;-)

Historia jest taka: jakiś gość, trzymany w klatce, tłucze się z jakimiś innymi facetami. I nie ma oka (ah, ah, to jak u Odyna). A potem ucieka, zabija i spotyka jeszcze innych gości.
Albo to są krzyżowcy płynący drakkarem albo wikingowie płynący do Palestyny. Jakoś tak od bardzo logicznie. Alternatywnie logicznie ;-)

No ale płyną, płyną, płyną i dopływają. Do Ameryki. Tam zabijają ich Indianie.

I koniec.

Fabuła od czapy, przemoc dosłowna, widoki zamglone, muzyka usypiająca a po filmie nadal zadaję sobie pytanie "dlaczego nie wyszedłem w połowie?" ;-)

czwartek, 19 lipca 2012

Trzy

Dwa lata po premierze w innych częściach świata "Trzy" dotarło i do Polski ;-)

I nie bardzo wiem po co... ;-) Bo dostaliśmy długi i chaotyczny film o nie-do-końca-klasycznym trójkącie. On, ona i jeszcze jeden on przeplatają się w łóżku i w codzienności.  Przez kilkadziesiąt minut zdradzają, mijają, schodzą, rozchodzą, psują swój świat i budują nowy...

Ale jakoś tak strasznie to nieposkładane. Film pędzi jak teledysk, nie pozwalając zatrzymać się na dłużej i chociaż pomyśleć o tym co właśnie widzieliśmy na ekranie.
I w sumie nie do końca można ustalić o czym ten film jest. Trochę o seksie, trochę o relacjach, trochę o nieudolnych próbach bycia dojrzałymi, nieco o zdradzaniu ale wszystkiego tam albo za dużo albo za mało... Proporcje rozmywają się tak bardzo, że już po godzinie ogląda się to już bez głębszego zastanowienia.

Ot, kolejna "odfajkowana" wizyta w kinie.

Najsamotniejsza z planet

Film "Najsamotniejsza z Planet" miał być opowieścią o backpackerach wędrujących przez Gruzję. Miał być historią ciekawą, podróżniczą, lekko miłosną i bardzo turystyczną. Miał być filmem drogi i filmem o drodze.
Miał być tym wszystkim.
Nie był...!

Przez prawie dwie godziny towarzyszymy dwójce głównych bohaterów i ich przewodnikowi, gdy idą. Podobno jest to Kaukaz, ale pokazany tak, że równie dobrze mogliby chodzić wokół jednego zielonego pagórka...
Ujęcia długie, monotonne i bez sensu. 
Bohaterowie gdzieś idą, coś bredzą a następnie zaczynają zachowywać się conajmniej nieracjonalnie. On wpada w panikę, ona strzela focha ale i tak idą dalej. 
No bo cóż innego im pozostało...? ;-)

A na koniec nigdzie nie dochodzą a ja prawie wychodzę ;-) 
Już dawno nie widziałem niczego tak nudnego, tak bez polotu. To nie jest kino drogi.
To nie jest opowieść o wędrówce.