
Ale przy tym film godzien uwagi, z całkiem ciekawą i przemyślaną fabułą, z dobrym pomysłem na scenariusz i dobrą grą aktorską... Na szczęście po raz kolejny okazało się, że Leonardo DiCaprio to nie tylko "Titanic" i westchnienia nastolatek ale całkiem sprawnie operujący warsztatem aktor :-) I tak, przyznaję się - lubię go... :-)
Wracając do tematu filmu warto zauważyć, że został on stworzony bardzo mocno pod potrzeby amerykańskiego odbiorcy - z mistyki robi się strzelanina a niektóre sceny są przegadane wręcz do granic absurdu... I tak samo rozciągnięte w czasie, dzięki czemu film trwa i trwa i jakby się skończyć nie mógł.
Rozbrajają mnie głosy twierdzące, że jest to film genialny, mądry i wspaniały a przy tym filozoficzny i mądry. Guzik prawda - to po prostu przyzwoite kino wychodzące bardzo lekko poza ramy kina stricte rozrywkowego. Spłycone, zamerykanizowane, ale wciąż przyzwoite. I za to należy się plus.
A tak na marginesie, to zaskoczyło mnie jeszcze jedno - niby film z USA a na ekranie ani jednego murzyna... Znak czasów? ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz