Rzeszów sam zadecydował o przyciągnięciu nas do siebie. Bo okazało się, że dzięki promocji LOTu można dotrzeć tam w kilkadziesiąt minut, za cenę taką samą jak za sześciogodzinną podróż pociągiem. Nie było więc nad czym dumać - bilety kupione, hostel "Alko" w samym Rynku znaleziony (tu zwany jeszcze wg. starej nomenklatury schroniskiem) a i w Rzeszowie jeszcze nas nie było... :-)
I bardzo zdziwiła mnie podkarpacka stolica... Zawsze przedstawiano mi to miasto jako brzydkie miejsce, w którym nie ma nic ciekawego i nie warto się nawet na chwilę zatrzymać. O tym jak błędne to założenie przekonaliśmy się już po dotarciu na Rynek.
Bo Rzeszów (przynajmniej w swej staromiejskiej części) jest bardzo urokliwy, pełen zabytków i zieleni. Mają tam nawet zamek :-)
Przy okazji trafiliśmy na festiwal polonijnych zespołów ludowych. Okno hostelowego pokoju wychodziło na samą scenę - pospać się nie dało ale za to mogliśmy słuchać oberków, kujawiaków i innych pieśni. Jak to mówią "z przytupem i przychlastem" ;-)
I bardzo zdziwiła mnie podkarpacka stolica... Zawsze przedstawiano mi to miasto jako brzydkie miejsce, w którym nie ma nic ciekawego i nie warto się nawet na chwilę zatrzymać. O tym jak błędne to założenie przekonaliśmy się już po dotarciu na Rynek.
Bo Rzeszów (przynajmniej w swej staromiejskiej części) jest bardzo urokliwy, pełen zabytków i zieleni. Mają tam nawet zamek :-)
Przy okazji trafiliśmy na festiwal polonijnych zespołów ludowych. Okno hostelowego pokoju wychodziło na samą scenę - pospać się nie dało ale za to mogliśmy słuchać oberków, kujawiaków i innych pieśni. Jak to mówią "z przytupem i przychlastem" ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz