sobota, 19 lutego 2011

Pogorzelisko

Miałem wielką ochotę iść na ten film a cały czas, jak na złość, rozmywała się gdzieś opcja wizyty w sali kinowej. Na szczęście jednak okazało się, że jeszcze nie wszędzie zszedł z afisza i można było zobaczyć "Pogorzelisko" w Kinie Kultura (przy okazji debiutując w jego progach).

I było warto. Film jest opowieścią o poszukiwaniu własnych korzeni i odkrywaniu historii własnej matki (która to w pozostawionym testamencie taką "misją poznawczo-poszukiwawczą" obarcza dzieci ). A przy okazji historią o rozlicznych konfliktach, które mają miejsce na Bliskim Wschodzie.

Tyle, że nie jest to film historyczno-dokumentalno-łopatologiczny a nieźle ryjąca beret opowieść o człowieczeństwie, wybaczaniu i wojnie, która niezależnie od szerokości geograficznej, zawsze jest tak samo kurewska i wyniszczająca. Zarówno psychikę jak i fizyczność...

Przy tym jeszcze należy wspomnieć o bardzo dziwnym zakończeniu, operującym gdzieś na obszarze wyższej matematyki, w której czasem 1 + 1 nie równa się 2...

Film "Pogorzelisko" zaliczam do "must see"!

Trailer:

piątek, 18 lutego 2011

Para do życia

Idąc na ten film zastanawiałem się z czym kojarzy mi się Finlandia - i okazało się, że pierwsze hasła, które przychodzą na myśl to zimno, wódka i sauna... ;-)
Trzeba będzie zmienić ten stan rzeczy odwiedzając osobiście ową krainę ale na razie udało się dotrzeć na "Parę do życia" i lekko zrewidować punkt widzenia.

Film okazał się być dokumentem o facetach w saunie, saunach w dziwnych miejscach i miejscach w fińskim krajobrazie... I jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to film jest bardziej niż dobry.

Okazuje się, że teoretycznie zimni Finowie wchodząc do sauny pozbywają się nie tylko ubioru ale i jednocześnie pancerza ochronnego wokół własnej duszy i zaczynają rozmawiać ze sobą o rzeczach bardzo, bardzo osobistych, dopuszczając inne osoby do własnych światów. I robiąc to oczyszczają się bardziej niż tylko parą wodną - okazuje się, że są to sesje terapeutyczne, skuteczniejsze niż wizyta u psychoanalityka...
Wizyta w saunie jest również niezależna od profesji czy statusu majątkowego - możemy jakby "podglądać" wszelkie grupy i warstwy społeczne, tak bezdomnych, grupy emerytów, wojskowych czy pracowników kopalni. Wszyscy podczas kąpieli są jednakowo ludźmi... Jakby nagość wyzbyta erotyzmu ułatwiała otwarcie umysłu względem innych osób...

A przy tym potrafią zbudować saunę w każdym miejscu i z użyciem dowolnego sprzętu - mistrzostwem są te zbudowane w kombajnie, samochodzie czy budce telefonicznej (!!!).

No i piękne widoki Finlandii pokazano - jest kolejny cel w życiu :-)

A film polecam.


niedziela, 13 lutego 2011

Wszystko w porządku

Mam ostatnio wrażenie, że większość nieco ambitniejszych filmów, które można obejrzeć w kinach musi albo opowiadać o homoseksualistach albo zawierać przynajmniej jakiś wątek z nimi związany...
Ot takie znaki: czasów, mocy gejowskiego lobby i zmian w ludzkiej mentalności oraz kulturze...

Takie też jest "Wszystko w porządku" - opowieść o rodzinie (?) lesbijek, wychowującej dwójkę nastolatków. I w tej atmosferze amerykańskiej pseudosielanki pojawia się biologiczny ojciec dzieci, określany najczęściej jako Dawca Nasienia.
Automatycznie wraz z nim zaczyna się chaos i zniszczenie a pozorna normalność zostaje zakłócona. W dzieciach rodzi się bunt, jedna z matek zaczyna romansować a wszystko zmierza do totalnego rozpadu.

I wszystko byłoby pięknie - jako komedia, dramat i film obyczajowy w jednym, gdyby nie fakt, że reżyserka poszła po bandzie, spłycając końcówkę obrazu do poziomu smęta, jednocześnie czyniąc z męskiego rodu istoty z założenia niegodne przebaczenia, zrozumienia a potrzebne tylko do zapłodnienia (i to nie osobiście a przez bank spermy) i niczego więcej...

Zirytowała mnie końcówka filmu, przyznaję się bez wahania.
Ale i tak warto się nań wybrać... :-)


piątek, 4 lutego 2011

Jak zostać królem

W oczekiwaniu na zbliżający się powoli sezon wypraw, nadal łazimy nieustannie do kina. Wszystko, byle nie poddać się nastrojowi sterroryzowanemu przez psie gówna wyłażące spod brudnego, topniejącego śniegu...

Ostatnio trafiło na "Jak zostać królem" - kolejny dobry film na zimową aurę. Opowieść o jąkającym się królu i jego niekonwencjonalnym (a przynajmniej nie podążającym ścieżką etykiety) terapeucie ma swój nieodparty urok. Bo prócz historii logopedii na dworze Windsorów jest też zwykła opowieść o nieszczęśliwym człowieku i czymś na kształt męskiej przyjaźni między następcą tronu a człowiekiem z niższych sfer (chociaż nie tak szorstkiej jak ta, o której onegdaj opowiadał Leszek Miller). ;-)

Wyśmienite jest w tym filmie aktorstwo - nie ma chyba ani jednego słabego aktora i ani jednej zbędnej bądź spartolonej roli. A jeśli dorzucić do tego świetną muzykę i jeszcze lepszą scenografię to już mamy film prawie wzorcowy.

Prawie, bo idealnie nie jest... Brakuje jakiegoś napięcia, jakiejś głębi - ot, jkolejna opowieść, z której niewiele wynika poza przyswojeniem opowieści o królewskim dworze w międzywojennym Londynie z dodatkiem uśmiechu i plastyczności obrazu...
Ale warto obejrzeć. I nie dziwi ilość nominacji do Oskarów, bo ogląda się film wybornie a dwie godziny lecą jak z bicza strzelił ;-)




wtorek, 1 lutego 2011

Tamara i mężczyźni

Zdarzyło nam się pójść nawet na brytyjską komedię z lekką naleciałością damsko-męską acz nie do końca romantyczną ;-)

Dostaliśmy więc dokładnie to, co zapowiadano w trailerach - opowieść o londyńskiej dziennikarce, która wraca do swej rodzinnej wsi, czym zaburza całkowicie porządek miejscowej rzeczywistości. A przy tym wprowadza chaos w życie swych dawnych (i przyszłych) kochanków, facetów i narzeczonych.

Jako bonus pojawia się też neurotyczny pisarz i psychotyczna nieletnie fanka jednego z bohaterów, którzy dorzucają swoje kilka groszy do całej historii...

"Tamara i mężczyźni" nie wychodzi poza pewien schemat i przewidywalność fabuły, okraszając to nieprzesadnie oszałamiającą dawką brytyjskiego humoru... I tak przez prawie dwie godziny.

Miło się to ogląda, uśmiechnąć się można (ale nie roześmiać) a chwilami nawet nie nudzić, ale to za mało, żeby o tym filmie pamiętać za jakiś czas.
Całkiem przyjemna rozrywka na zimową porę: zobaczyć można i nic poza tym... ;-)