Mam ostatnio wrażenie, że większość nieco ambitniejszych filmów, które można obejrzeć w kinach musi albo opowiadać o homoseksualistach albo zawierać przynajmniej jakiś wątek z nimi związany...
Ot takie znaki: czasów, mocy gejowskiego lobby i zmian w ludzkiej mentalności oraz kulturze...
Takie też jest "Wszystko w porządku" - opowieść o rodzinie (?) lesbijek, wychowującej dwójkę nastolatków. I w tej atmosferze amerykańskiej pseudosielanki pojawia się biologiczny ojciec dzieci, określany najczęściej jako Dawca Nasienia.
Automatycznie wraz z nim zaczyna się chaos i zniszczenie a pozorna normalność zostaje zakłócona. W dzieciach rodzi się bunt, jedna z matek zaczyna romansować a wszystko zmierza do totalnego rozpadu.
I wszystko byłoby pięknie - jako komedia, dramat i film obyczajowy w jednym, gdyby nie fakt, że reżyserka poszła po bandzie, spłycając końcówkę obrazu do poziomu smęta, jednocześnie czyniąc z męskiego rodu istoty z założenia niegodne przebaczenia, zrozumienia a potrzebne tylko do zapłodnienia (i to nie osobiście a przez bank spermy) i niczego więcej...
Zirytowała mnie końcówka filmu, przyznaję się bez wahania.
Ale i tak warto się nań wybrać... :-)
Ot takie znaki: czasów, mocy gejowskiego lobby i zmian w ludzkiej mentalności oraz kulturze...
Takie też jest "Wszystko w porządku" - opowieść o rodzinie (?) lesbijek, wychowującej dwójkę nastolatków. I w tej atmosferze amerykańskiej pseudosielanki pojawia się biologiczny ojciec dzieci, określany najczęściej jako Dawca Nasienia.
Automatycznie wraz z nim zaczyna się chaos i zniszczenie a pozorna normalność zostaje zakłócona. W dzieciach rodzi się bunt, jedna z matek zaczyna romansować a wszystko zmierza do totalnego rozpadu.
I wszystko byłoby pięknie - jako komedia, dramat i film obyczajowy w jednym, gdyby nie fakt, że reżyserka poszła po bandzie, spłycając końcówkę obrazu do poziomu smęta, jednocześnie czyniąc z męskiego rodu istoty z założenia niegodne przebaczenia, zrozumienia a potrzebne tylko do zapłodnienia (i to nie osobiście a przez bank spermy) i niczego więcej...
Zirytowała mnie końcówka filmu, przyznaję się bez wahania.
Ale i tak warto się nań wybrać... :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz