poniedziałek, 28 listopada 2011

Baby są jakieś inne

Miałem jakieś opory, żeby wybrać się na nowy film Marka Koterskiego. Zarówno trailery jak i pierwsze recenzje nie zachęcały do wydania kilku złotych i zapoznania się z kolejną opowieścią o Adasiu Miauczyńskim...
Jakimś wielkim fanem Koterskiego też nie jestem. Nie licząc genialnego "Dnia Świra", który widziałem chyba ze sto razy, reszta jego filmów zrobiła na mnie przelotne wrażenie, ale nie popadłem w nadmierny zachwyt... :-)

"Baby są jakieś inne", niestety, spełniło negatywnie wszelkie oczekiwania. Prawdę mówiąc, kilka tygodni po obejrzeniu, mam poważny problem z przypomnieniem sobie czegokolwiek więcej niż uczucie dojmującej nudy, który towarzyszył mi przez cały film.

Zakładam, że miało być śmieszno-straszno o współczesnych relacjach damsko-męskich i coraz większej dominacji kobiet w życiu codziennym. Niestety tylko zakładam, bo przez cały seans dostajemy po prostu dwóch facetów, którzy jadą gdzieś samochodem i pieprzą głupoty, co pewien czas okraszając je soczystym wulgaryzmem.

czwartek, 24 listopada 2011

Kompleks Portnoya

Kontynuując przepraszanie się z teatrem obejrzeliśmy "Kompleks Portnoya" w Teatrze Konsekwentnym
Kiedyś, chyba na początku liceum czytałem książkę, na podstawie której powstał scenariusz. Niestety, czas kompletnie zatarł w pamięci fabułę - pozostawiając tylko jakieś mgliste wspomnienie skandaliczności i erotyczności. Nie pozostało więc nic innego, niż odświeżyć sobie dzieło Philipa Rotha w wersji przeniesionej na deski teatru...

I jedno mogę powiedzieć: warto było!!!
Początkowo zapowiada się nad wyraz skromnie: w obsadzie tylko czterech aktorów, scenografia ograniczona do minimum a cała książka ma się zmieścić w dwugodzinnym przedstawieniu... 
Na szczęście, gdy tylko zgasną światła, zaczyna się owo misterium, o które w teatrze chodzi.

wtorek, 22 listopada 2011

1920 Bitwa Warszawska

Biorąc pod uwagę, że wojna w roku 1920 była tak ważna dla Polski i całej Europy, poszliśmy do kina licząc na dobry i ważny film. Jednocześnie łączący elementy o zabarwieniu historyczno-batalistycznym z przyzwoitą fabułą i romansidłem. To pierwsze sugerowało nazwisko Hoffmana, drugie Szyca a trzecie Urbańska na plakacie.

"1920 Bitwa Warszawska" miało też być pierwszym polskim 3D. Owszem, to jedno się sprawdza - ciągłe powtarzanie słowa zaczynającego się na "d" - dno, dno, dno!!!


Zamiast dobrze skrojonej opowieści, pełnej ciekawych zdarzeń, fantastycznych efektów wizualnych i łzo-wyciskaczy dostaliśmy coś, co przypomina opowieść jakiejś ostatniej żyjącej uczestniczki tamtych zdarzeń. Ot, mniej więcej jakby prababcia na imprezie, cierpiąca dodatkowo na ostrą demencję, próbowała opowiedzieć co pamięta z wojny polsko-bolszewickiej. I jak to babcia - trochę pogadała, trochę pośpiewała, pomyliły jej się fakty, zapomniała w połowie opowieści o czym mówiła przed chwilą a co do pradziadka nie miałaby pewności po której on stronie wojował. Koszmar...

niedziela, 20 listopada 2011

Słowacja cz. 8 - Nitra

Miasto Nitra było ostatnim przystankiem na trasie.  Bo kilkugodzinnego postoju w Trnavie nie liczę a potem pozostał nam tylko powrót, przez Bratysławę, do Polski.

Gdyby wierzyć przewodnikom to powinno być to miejsce, które powala na kolana i nie pozwala z nich wstać przez tydzień... Ale tak nie jest - owszem, jest urokliwie, jest trochę zabytków, ale całość pozostawia jakiś niedosyt. Może wywołany właśnie zbyt wysokimi oczekiwaniami...?

sobota, 19 listopada 2011

Słowacja cz. 7 - Banské múzeum v prírode

W ramach pobytu w Bańskiej Bystrzycy odwiedziliśmy również Muzeum Górnicze w Naturze (Banské múzeum v prírode). 

Wyjątkowo ciekawe miejsce - bo oprócz zwiedzania historycznej infrastruktury kopalnianej można również zagłębić się w podziemnym świecie i przejść ponad kilometr sztolnią Bartolomej... Dostaje się żółty, nieprzemakalny płaszcz, kask oraz latarkę i wyrusza się z przewodnikiem na półtoragodzinny spacer kopalnianymi korytarzami.

niedziela, 13 listopada 2011

Słowacja cz. 6 - Banska Stiavnica

Następnym miejscem do którego dotarliśmy była Banská Štiavnica (pol. Bańska Szczawnica) - miasteczko dosłownie zagubione wśród gór. Dotrzeć tam nigdy łatwo nie było a owo oddalenie od głównych dróg i magistrali kolejowej okazało się dla miejscowości tak błogosławieństwem jak i przekleństwem... Z jednej strony jest pięknie - zachowała się praktycznie niezniszczona tkanka historyczna, zabytki i układ przestrzenny ale z drugiej widać, że miasteczko wymiera, sporo budynków stoi pustych a cyganów w blokowiskach więcej niż ustawa przewiduje...
Pewne jest, że średniowieczne prosperity, związane z okolicznymi kopalniami już nie powróci, ale miło poczuć ducha przeszłości... :-)

środa, 2 listopada 2011

Słowacja cz. 5 - Jaskinia Harmanecka

Odrobina łażenia pod górkę w górskiej krainie też musiała być... Na szczęście okazało się, że warto pokonać własne słabości - opór materii i ducha i dotrzeć na sam szczyt...
Wybraliśmy się do Jaskini Harmaneckiej (Harmanecká jaskyňa) - najpierw rozklekotany Ikarus piął się serpentynami pod górę (a był to autobus miejski, gdzieś u zmierzchu swego żywota)... Potem wspinaliśmy się strasznie długo stromą ścieżką, wręcz bez końca, bez tchu, bez siły...
 

Słowacja cz. 4 - Banska Bystrica





Kolejnym etapem naszej słowackiej wędrówki była Banská Bystrica (pol. Bańska Bystrzyca), która, zgodnie z informacjami z przewodników, okazała się być miastem bardzo urodziwym i zabytkowym.

Warto nadmienić, że nocowaliśmy tam w hostelu należącym do sieci YMCA, która tak naprawdę nie jest gejowskim wynalazkiem a organizacją chrześcijańską :-) Miejscówka niczym specjalnym, prócz nazwy, się nie wyróżniała, ale samo wspomnienie jest dość absurdalne i warte tych kilku euro za dobę :-)