czwartek, 24 listopada 2011

Kompleks Portnoya

Kontynuując przepraszanie się z teatrem obejrzeliśmy "Kompleks Portnoya" w Teatrze Konsekwentnym
Kiedyś, chyba na początku liceum czytałem książkę, na podstawie której powstał scenariusz. Niestety, czas kompletnie zatarł w pamięci fabułę - pozostawiając tylko jakieś mgliste wspomnienie skandaliczności i erotyczności. Nie pozostało więc nic innego, niż odświeżyć sobie dzieło Philipa Rotha w wersji przeniesionej na deski teatru...

I jedno mogę powiedzieć: warto było!!!
Początkowo zapowiada się nad wyraz skromnie: w obsadzie tylko czterech aktorów, scenografia ograniczona do minimum a cała książka ma się zmieścić w dwugodzinnym przedstawieniu... 
Na szczęście, gdy tylko zgasną światła, zaczyna się owo misterium, o które w teatrze chodzi.

Dostajemy prawdziwą ucztę - świetny tekst, ów wizualny minimalizm sceniczny, który pozostawia bardzo wiele dla wyobraźni, bez ociekającej barokiem dosłowności operowej a do tego rewelacyjną grę aktorską... Bo już sam odtwórca głównej roli - Adam Sajnuk powinien zasługiwać na jakiś odpowiednik teatralnego Oscara. Facet gra genialnie, nie umiem tego nazwać inaczej. Pozostali aktorzy również świetnie wywiązują się z ról zafiksowanej żydowskiej rodziny, ale mam wrażenie, że nieco giną przyćmieni odtwórcą roli Aleksa Portnoya... :-)
A przy tym opowieść nie ogranicza się do bycia obrazoburczą i kontrowersyjną - chwilami zahacza wręcz o mocną psychoanalizę - dostajemy pełen obraz ludzkich psychoz i neuroz, zaszczepianych od najmłodszych lat przez środowisko w którym przyszło nam dorastać. Dociera się do nich  niejako wchodząc we wspomnienia głównego bohatera a jednocześnie jakby przeglądając się w zwierciadle własnej przeszłości...

Zdecydowanie polecam: jestem bardziej niż zachwycony :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz