poniedziałek, 28 listopada 2011

Baby są jakieś inne

Miałem jakieś opory, żeby wybrać się na nowy film Marka Koterskiego. Zarówno trailery jak i pierwsze recenzje nie zachęcały do wydania kilku złotych i zapoznania się z kolejną opowieścią o Adasiu Miauczyńskim...
Jakimś wielkim fanem Koterskiego też nie jestem. Nie licząc genialnego "Dnia Świra", który widziałem chyba ze sto razy, reszta jego filmów zrobiła na mnie przelotne wrażenie, ale nie popadłem w nadmierny zachwyt... :-)

"Baby są jakieś inne", niestety, spełniło negatywnie wszelkie oczekiwania. Prawdę mówiąc, kilka tygodni po obejrzeniu, mam poważny problem z przypomnieniem sobie czegokolwiek więcej niż uczucie dojmującej nudy, który towarzyszył mi przez cały film.

Zakładam, że miało być śmieszno-straszno o współczesnych relacjach damsko-męskich i coraz większej dominacji kobiet w życiu codziennym. Niestety tylko zakładam, bo przez cały seans dostajemy po prostu dwóch facetów, którzy jadą gdzieś samochodem i pieprzą głupoty, co pewien czas okraszając je soczystym wulgaryzmem.

Oczywiście gadają o kobietach z perspektywy dwóch sfrustrowanych mądrali. Mało odkrywczo. Mało lotnie. Mało przekonywająco. Tu nawet niegdyś zabawna maniera językowa Koterskiego/Miauczyńskiego, znana z poprzednich filmów, staje się tylko irytującym dodatkiem...

Z perspektywy czasu myślę, że równie dobrze mogłoby to powstać jako audycja radiowa. I nic, absolutnie nic nie straciłoby się na odbiorze...

Może i usłyszę od kogoś żem przygłup, że nie rozumiem głębokiego przesłania i innowacyjnej koncepcji reżysera. Ale nie zmienię zdania - ten film jest po prostu słaby... I kilka zabawnych momentów nie uratowało go, niestety...

A najlepsze sceny i tak są w trailerze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz