Na nową wersję "Conana Barbarzyńcy" czekałem od dłuższego czasu. I od razu przyznaję, że miałem chyba więcej obaw niż dobrych przeczuć.
Owszem, poprzednia ekranizacja ze Schwarzeneggerem nie była może szczytem kinematografii XX-wieku, ale była filmem wyznaczającym pewien nurt. A przy tym był to po prostu film dobry i z fajnym klimatem. Sam Arnold jako heros nie miał może w sobie nazbyt wiele gracji i finezji ale był... tak właśnie barbarzyński jak Conan być powinien...
Do kina poszedłem pełen obaw. I wyszedłem pełen rozdarcia. Bo film mało Howardowski, aktor bardziej przypomina baletmistrza i karatekę a nie Cymmeryjczyka i barbarzyńcę a jednocześnie urodą bliżej mu do chippendale niż do wojownika z północy (co jednocześnie sprawia, że płci pięknej Jason Momoa podoba się bardzo) ;-)
Ale jednocześnie nie jest to film zły. Do warstwy wizualnej ciężko się przyczepić, muzyka jest odpowiednio pompatyczna a aktorzy starają się jak umieją. No i świetnie dobrano (stworzono na komputerach?) scenografię - to ogromny plus filmu.
Za to fabuła jest strasznie schematyczna, komiksowa i chwilami wyjątkowo nielogiczna. Niby takie powinno być kino fantasy, ale mam wrażenie, że scenarzysta z reżyserem poszli za daleko ścieżką niewiary w rozum odbiorcy...
Jeśli jest się fanem, jeśli chowało się na prozie Howarda, jeśli lubi się kino fantasy i półnagich herosów machających mieczami - obejrzeć trzeba. Jeśli zalicza się do innej kategorii - warto poczekać aż będzie w tv albo w wypożyczalni dvd ;-)
Trailer:
Trailer:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz