Dwa lata temu widzieliśmy pierwszą część przygód Sherlocka Holmesa (pisałem o niej TU). Wizja Guya Ritchiego była wtedy całkiem świeżym spojrzeniem na dość oklepany temat. Dużo akcji, dużo industrialu, jakieś takie estetyczne wysmakowanie i dobrze dobrani aktorzy.
Ot, kino rozrywkowe w bardzo dobrym wydaniu...
Druga część "Sherlock Holmes: Gra Cieni" zwabiła nas do sali kinowej już w kilka dni po premierze. Szliśmy więc przygotowani na dużą porcję zabawy, dynamiczne ujęcia i niegłupią fabułę.
Dodatkowym wabikiem było kilka niezamkniętych wątków z pierwszej części filmu, w sumie fajnie jest się dowiedzieć "kto zabił" oraz "po co to wszystko"
A potem zaczął się seans...
A ja poczułem się obrażony...