poniedziałek, 9 stycznia 2012

W ciemności

2011 rok zamknęliśmy filmem z Robertem Więckiewiczem a 2012 otworzyliśmy kolejną produkcją z jego udziałem ;-) Jeszcze trochę to i będzie do snu koił i rano do pracy budził... Bo już strach lodówkę otwierać... ;-)

"W ciemności" to opowieść o grupce lwowskich żydów, którzy ukrywają się przed zagładą w miejskich kanałach. Uciekając przed pewną zagładą zamieszkują w miejscu, teoretycznie, całkowicie do tego niemożliwym - w otoczeniu ścieków i szczurów. Mają jednak swojego "opiekuńczego ducha" - kanalarza Sochę, który (nie za darmo, przynajmniej na początku) pomaga im przeżyć i przetrwać w tym nieludzkim środowisku...
Gdzieś w tle przewija się też życie "na powierzchni" - delikatnie odmalowane zostają pozafrontowe realia czasu wojny i drobne fragmenty skomplikowanej układanki polsko-ukraińsko-niemiecko-żydowskiej... Do tego dochodzą obrazki z życia rodzinnego rodziny kanalarza i mamy całość historii...



Nowy film Agnieszki Holland jest produkcją ciężką. W porywach nawet bardzo ciężką - sama opowieść o próbach przeżycia w tytułowej ciemności jest już z założenia czymś, co musi wpływać na odbiorcę. Ponad dwie godziny naprzemiennie to próbujemy z żydami oswoić się z życiem w kanale ściekowym, to znów przenosimy się do "górnego" Lwowa i miotamy wraz z Leopoldem Sochą, który usiłuje nie dać się poznać jako ten, który pomaga "pejsatym" a jednocześnie stara się zapewnić bezpieczeństwo swoim podopiecznym.

I tu pojawiają się, przynajmniej w moim odczuciu, drobne zgrzyty. Film jest jakiś taki... rozwlekły... Reżyserka, próbując opowiedzieć zbyt dużo, doprowadza do sytuacji, w której widz zaczyna lekko się nudzić a atmosfera gubi niezbędną klaustrofobiczność. Bo wszyscy są jacyś tacy albo bierni albo niewiarygodni... I nie bardzo wiadomo co i po co czynią poszczególni bohaterowie a jednocześnie "chwile oddechu" na powierzchni miasta, nie pozwalają identyfikować się z żadną ze stron opowieści. Tak jakby brakowało emocji, jakby rozmywały się one w nadmiarze obrazów i scen...

Ale za to po raz kolejny brawa należą się Robertowi Więckiewiczowi. Znów dał radę. Znów dobrze mu wyszło. I znów udało mu się uniknąć sztampowej roli cwaniaka i lowelasa :-) Oby tak dalej! :-)

Podsumowując: warto! Zdecydowanie bardziej w kinie niż w tv - przynajmniej nieco udaje się odczuć tej atmosfery mroku i niepewności, bez możliwości wyłączenia filmu w zaciszu domowym i odsapnięcia od nadmiaru wrażeń. A przecież o to chodzi - bohaterowie nie mieli możliwości wyjścia, chociaż na chwilę, żeby sobie po prostu odpocząć od niepewności jutra...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz