piątek, 28 grudnia 2012

Atlas Chmur

Podobno jest taka książka "Atlas Chmur", na podstawie której rodzeństwo Wachowscy w towarzystwie pana Tykwera postanowili nakręcić film. Nie wiem, nie znam się, poszedłem bez literackiej podkładki... ;-)

Przez 3 godziny miotamy się z głównymi bohaterami przez czas i przestrzeń, niesieni przez nagromadzenie wątków i historii, pojawiając się to w przeszłości to w odległej przyszłości i wciąż doświadczając podobnego deja vu, że to już wszystko było...

Bo optycznie film ładny, każdy wątek z osobna zasługuje na obejrzenie, ale, cholera, wszystko wymieszane razem, podane z sosem z teorii wpływu zdarzeń na siebie oraz sporą dawką brutalności generuje potrawę dość ciężko strawną. Chwilami ma się wrażenie, że ogląda się pięć czy sześć filmów, pociętych w losowo wybrany sposób i zmiksowanych w jedno dzieło...



Nie powiem, że jest to film zły. Jest on tylko zbyt przegadany, zbyt fajerwerkowy a za mało w nim sensu i zbyt łatwo się pogubić. Gdzieś pod koniec pierwszej godziny zaczyna się w głowie mętlik i chaos, bo mocno trzeba się skoncentrować na tym, do którego "teraz" aktualnie zabrali nas reżyserzy... :-)

Ale trzeba jednocześnie przyznać, że aktorsko, obrazowo i dźwiękowo jest to film bardzo dobry. Gorzej z jego pokręceniem i nieliniowością...

PS. Tom Hanks jednak dobrym aktorem jest ;-) A wizja buntu w Nowym Seulu i świata po apokalipsie zasługuje na oklaski :-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz