piątek, 8 marca 2013

Sugar Man

Napisanie czegokolwiek o fabule filmu "Sugar Man" automatycznie wiąże się ze zdradzaniem wszelkich szczegółów i zakończenia... Film jest dokumentem o muzyku i marzeniach, o artyście, którego płyty nagrane w USA były kompletną klapą a lata później okazuje się, że zdobyły ogromną popularność w tak egzotycznym kraju jak RPA. I to popularność wykraczającą poza przeciętność - okazuje się, że jego płyty były bardziej niż ważne dla całego pokolenia, dla całej generacji dorastającej w czasach apartheidu...

I nagle wychodzi na to, że nikt nie wie kim jest mężczyzna zwany Rodriguez, czy żyje, gdzie żyje i co się z nim dzieje... Bo plotek o nim sporo - informacji praktycznie zero...
Więc bohaterowie filmu zaczynają go szukać, przeczesując pół świata żeby odnaleźć swojego idola...
I tu pojawia się opowieść o spełnieniu marzeń, o tym, że nigdy nie wiemy co nam pisane. Opowieść przy tem podana bardzo przystępnie i ze wspaniałą muzyką w tle.


Jedyne co nie do końca pasuje mi w całym filmie to jego paradokumentalizm. Rozumiem, że budżet był jaki był, że opowieść broni się sama, ale mam wrażenie, że ujęcie tego w formie fabularnej dodałoby jeszcze więcej magii całemu obrazowi.

Film w kategorii must-see :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz