Kolejny z cyklu polskich filmów okazał się być gniotem. Tak po prostu, banalnie, najzwyklejszym gniotem. Ciężko właściwie skupić się nad jakimkolwiek opisem filmu "Ida"...
Dostaliśmy historię rodem z nośnych tematów wprost z "Wyborczej", których nie udźwignął ani reżyser ani aktorzy... Ale po kolei, tak z perspektywy głównej bohaterki:
Bądź sobie w zakonnym nowicjacie, dowiedz się, że jesteś żydówką, odwiedź ciotkę (która jest stalinowskim sędzią a do tego puszczalską pijaczką), wyrusz w sentymentalną podróż śladami rodziny, dowiedz się, że Polacy mordowali Żydów, puść się z muzykiem jazzowym, wróć do klasztoru, złóż śluby zakonne. Przez półtorej godziny nie okazuj emocji...
Brzmi bezpłciowo i bez polotu? Właśnie tak. I taki też jest ten film - w sumie o niczym, zagrany beznadziejnie, niedopracowany zarówno w warstwie scenariusza jak i bazujący na słabym warsztacie reżysera. I jak pięknie aktorka grająca tytułową rolę nie wyraża żadnych uczuć! To się nadaje do podręczników beznadziejnego aktorstwa ;-)
Produkcji nie uratowała nawet Agata Kulesza (której aktorstwu nic zarzucić nie można) - a to już oznacza, że był to film gorzej niż słaby...
Nie warto, zdecydowanie nie warto...
to nie oglądam :)
OdpowiedzUsuńM.