Drugi dzień łażenia po Londynie - jeszcze dłuższy, jeszcze bardziej ekscytujący i równie uśmiechnięty. W sumie, skoro byliśmy tam tylko na weekend, trzeba było zobaczyć jak najwięcej, nawet kosztem wieczornego padnięcia na twarz ;-)
Poranek zaczął się od spaceru z Elephant and Castle w stronę Tower Bridge. A że pogoda była piękna to i miło było łazić i łazić i łazić i łazić... i tak aż do wieczora :-)
Drobne wyjaśnienie - dlaczego nie ma żadnych zdjęć z wnętrz, muzeów czy inszych galerii. Ano, bo nie ma. Bo nam szkoda czasu było. Albo pieniędzy... Następnym razem połazimy sobie po darmowych atrakcjach. A gdy się już dorobimy to i może wystarczy nam kasy nawet na te płatne ;-)
St. Mary Magdalen Churchyard.
Pierwszy (chociaż niespodziewany) punkt spaceru :-)
Tower Bridge.
Widok na HMS Belfast.
Tamiza.
Tower of London.
(wejście kosztuje 22 GBP czyli ok. 110 zł... od głowy...
Daliśmy sobie spokój...)
Ale uczciwie obeszliśmy Tower wokoło... ;-)
Kościół All-Hollows-by-the-Tower -
- jeden z nielicznych ocalałych z Wielkiego Pożaru w 1666 r.
Saint Margaret Pattens- kolejny kościół na naszej trasie.
Monument to the Great Fire of London
zwany również Monument.
Czyli wspominamy Wielki Pożar...
kościół St Magnus the Martyr.
St. Mary Aldemary
(trasa od kościoła do kościoła) :-)
St Mary-le-Bow
...z zewnątrz...
...i wewnątrz... :-)
Zbliżamy się do katedry.
...a tak właśnie wygląda ona - Katedra św. Pawła :-)
kościół: St Nicholas Cole Abbey
Teren Temple - strefa jakby wydzielona z Londynu dla miejscowych prawników...
Temple Church (z XII wieku!) - niestety zamknięty...
Rzeźba na dziedzińcu - dwaj ubodzy rycerze na jednym koniu.
A więc nie może to być nikt inny jak tylko Templariusze :-)
Odrealnione tereny wewnętrznego Temple.
St Dunstan-in-the-West
Royal Courts of Justice czyli...
...Sądy Królewskie.
Po drodze zaczęliśmy natrafiać na dziwnie ubranych osobników - wyglądających na skrzyżowanie pacjentów szpitala psychiatrycznego z bezdomnymi oraz podróżnikami w czasie. Niestety nie był to uliczny karnawał a London Fashion Week.
Takiej ilości "ofiar mody" oraz zwykłych patałachów w jednym miejscu to ja jeszcze nie widziałem ;-)
Kościół Saint Mary-le-Strand
I już słońce chyli się ku zachodowi...
Teatr Lyceum.
Kawałek dalej rozdawano nagrody brytyjskiego przemysłu filmowego i nie dało się już iść prosto, więc skręciliśmy ku...
...Covent Market Garden...
...gdzie ludzi zaczęło przybywać. A to oznaczało, że znów wkraczamy w strefę "zadeptaną"... ;-)
kościół św. Pawła.
Ogarnia nas ludzka masa i światła wielkiego miasta :-)
Okolice Chinatown.
I rzeczywiście - udało się zjeść porcję konkretnej chińszczyzny :-)
Chinatown w pełnej krasie.
Z Chinatown dotarliśmy jeszcze na chwilę pod Buckingham Palace.
I poczuliśmy, że szczerze i serdecznie mamy dość łażenia na dziś.
Z tym, że do hostelu było jeszcze ponad 3 kilometry, które również przedreptaliśmy. Już z nieco mniejszym entuzjazmem...
Na szczęście po drodze zaopatrzyliśmy się w kilka butelek cydru, który przyniósł ulgę umęczonym ciałom i nieco odpoczynku rozentuzjazmowanym duszom :-)
Big Ben
I to nie był ostatni dzień :-) Przed nami jeszcze jeden odcinek deptania po Londynie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz