wtorek, 9 marca 2010

Templariusze. Miłość i krew.

Bardzo długo zbierałem się do napisania o filmie "Templariusze. Miłość i krew". I do tej pory mam wrażenie, że powinienem zacząć od solidnej dawki słów uważanych powszechnie za obraźliwe...
To nie jest normalny film... To jest ponad 120 minut wszechogarniającej nudy.
Bo to ani romans ani dzieło historyczne. Ani z sensem ani z polotem. Ani ciekawe ani porywające...
Ehhh....
Film w oryginale składa się z dwóch odrębnych, długich części a dystrybutor zrobił jedną, tnąc i klejąc bez ładu i składu. Oryginał podobno jest logiczny, wciągający i piękny. Wersja, którą otrzymaliśmy nie nadaje się do oglądania i przypomina, jak to ktoś ujął "(...) jakby był opowiadany przez 5-latka, który obejrzał oryginały i teraz z przejęciem próbuje nam przekazać to, co zapamiętał, przeskakując z tematu na temat, cofając się, skacząc do przodu, a wszystko to bez jakiegokolwiek rozsądnego planu...."

Do kina nie warto na to iść. Szkoda pieniędzy... Ale czas rozejrzeć się za możliwością obejrzenia oryginału. W dwóch odsłonach... :-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz