czwartek, 13 stycznia 2011

Mr. Nobody

Rok 2011 uważam kinowo za rozpoczęty! :-)

Pierwszym seansem, na który nas zawiało był "Mr. Nobody". Jeśli ma być to wróżba na tegoroczne doznania filmowe to niczego lepszego nie można było sobie wymarzyć... ;-)

Film jest przedziwną, zapętloną wielokrotnie opowieścią o multiplikacji wyborów, rzeczywistościach równoległych, alternatywnych scenariuszach życia i teorii wielowymiarowości wszechświata. Okraszono to dodatkowo teorią efektu motyla, wielkiego wybuchu i czasu jako wartości zmiennej. Mało? No to należy dorzucić sobie jeszcze nieco filozofii i metafor w obrazkowym wydaniu...

Ale ogląda się to rewelacyjnie i dwie godziny opowieści o Nemo Nobody mijają bardzo sprawnie - niezależnie która z historii pojawia się w danym momencie na ekranie... Bo każda z owych opowieści jest zaskakująca a tak na prawdę do końca nie wiadomo czy (lub która) jest prawdziwa. A może to wszystko to tylko urojenia 118-letniego starca? Albo świat tworzy się w głowie nastolatka? Bądź wszystko jest konsekwencją decyzji małego chłopca?
Trzeba ten film zobaczyć żeby móc chociaż spróbować znaleźć odpowiedź i zastanowić się nad pewnymi przypadkami w życiu człowieka...

Ogromne brawa należą się całej ekipie odpowiedzialnej za powstanie tego filmu a zwłaszcza aktorom, scenografom, kamerzystom, gościom od muzyki i od efektów specjalnych... Jaco Van Dormael jako reżyser i scenarzysta też się sprawdził. Bardzo.

Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą marudzić, że film jest nudny, powierzchowny albo cierpi na przerost formy nad treścią, ale cóż... takie ich prawo. Ja zaś będę każdemu "Mr. Nobody" polecał :-)

Trailer:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz