Dwa miesiące temu mieliśmy urlop. Dwa miesiące temu temperatura dochodziła do plus 40 stopni wieczorem. Było fantastycznie... :-)
Ale po kolei. Primo: pojechaliśmy na Słowację bo w sumie tam nas jeszcze nie było - a udało się kupić tanie bilety. Secundo: wyruszyliśmy bez planu i bez głębokiego przemyślenia gdzie dokładnie chcemy dotrzeć. Tertio: najpierw trzeba było obalić mit o tym, że Bratysława to betonowe zadupie bez krztyny walorów turystycznych (ot, takie ponure przedmieście Wiednia).
Nie trzymając się chronologii łażenia po słowackiej stolicy na pierwszy ogień idzie miejscowy zamek i wzgórze na którym on stoi.
Zabytek widać z prawie każdego punktu Starego Miasta i jest on dobrym wyznacznikiem lokalizacyjnym. Bo jeśli widać zamek, to wiadomo w którą stronę iść i gdzie przepływa Dunaj. A to już wystarczy, żeby się nie zgubić... :-)
Sama warownia zaś jest bardzo ładna, bardzo zadbana i widać, że niedawno przeszła remont, który przywrócił jej blask i uczynił wizytówką zabytków Bratysławy... Nie ma też problemu z dostaniem się w obręb zamkowych murów (oprócz kondycyjnych, bo wspinaczka po stromych schodach, w pełnym słońcu i upale to nie jest to, co lubię najbardziej) ;-)
Wzgórze na którym ulokowano zamek jest równie urodziwe - pełne wąskich, brukowanych uliczek, zabytkowych kamienic i zieleni...
Szkoda tylko, że wyburzono część starówki pod budowę trasy szybkiego ruchu, która przecina miasto. Cóż... lata 70-te poprzedniego wieku to był czas estetycznej zapaści i odmóżdżenia względem historii...
Ale o samym Starym Mieście - w kolejnym odcinku ;-)
Zamek
Dziedziniec zamkowy.
Dom pod Dobrym Pasterzem - jeden z najwęższych w Europie.
Rekonstrukcja murów obronnych. Pod nami trasa szybkiego ruchu, przed nami Stare Miasto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz