Uwielbiam takie plakaty filmowe, na których ktoś podciera sobie tyłek cudzym nazwiskiem. Tak jak w przypadku "2 dni w Nowym Jorku", gdzie krzyczano z afisza "Woody Allen na obcasach"... :-)
Na miejscu Allena bym się obraził...
Film da się obejrzeć - temu nie zaprzeczę. Jest to zabawna komedyjka o różnicach kulturowych między francuzami a amerykanami. Bo ci pierwsi przyjeżdżają do Nowego Jorku i wywołują całą masę krytycznych sytuacji i pomniejszych końców świata. A zaś autochtoni też są jacyś tacy skomplikowani i dzięki temu otrzymujemy wybuchową mieszankę absurdalnych sytuacji, gagów i nieporozumień.
Czy to jednak wystarczająca mikstura, żeby coś zostało w głowie?
Ogląda się "2 dni w Nowym Jorku" z niekłamaną przyjemnością. I pośmiać się można i dowcip na całkiem przyzwoitym poziomie ale jednak brakuje filmowi czegoś, co sprawiłoby żeby zapadł w pamięć.
Czy to jednak wystarczająca mikstura, żeby coś zostało w głowie?
Ogląda się "2 dni w Nowym Jorku" z niekłamaną przyjemnością. I pośmiać się można i dowcip na całkiem przyzwoitym poziomie ale jednak brakuje filmowi czegoś, co sprawiłoby żeby zapadł w pamięć.