Film "Najsamotniejsza z Planet" miał być opowieścią o backpackerach wędrujących przez Gruzję. Miał być historią ciekawą, podróżniczą, lekko miłosną i bardzo turystyczną. Miał być filmem drogi i filmem o drodze.
Miał być tym wszystkim.
Nie był...!
Przez prawie dwie godziny towarzyszymy dwójce głównych bohaterów i ich przewodnikowi, gdy idą. Podobno jest to Kaukaz, ale pokazany tak, że równie dobrze mogliby chodzić wokół jednego zielonego pagórka...
Ujęcia długie, monotonne i bez sensu.
Bohaterowie gdzieś idą, coś bredzą a następnie zaczynają zachowywać się conajmniej nieracjonalnie. On wpada w panikę, ona strzela focha ale i tak idą dalej.
No bo cóż innego im pozostało...? ;-)
A na koniec nigdzie nie dochodzą a ja prawie wychodzę ;-)
Już dawno nie widziałem niczego tak nudnego, tak bez polotu. To nie jest kino drogi.
To nie jest opowieść o wędrówce.
To nieustanne przejście z jednego końca panoramicznego kadru na drugi... Przez pięć minut....
To nie jest opowieść o wędrówce.
To nieustanne przejście z jednego końca panoramicznego kadru na drugi... Przez pięć minut....
Można mi zarzucić, że nie zrozumiałem co autor miał na myśli, że nie umiem czytać historii z twarzy bohaterów i nie znalazłem jakichś ukrytych znaczeń. Można. Ale mam to gdzieś. Ten film jest, moim zdaniem, zwyczajnie beznadziejny ;-)
Nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz