"Donoma" to film, który miał polską premierę raptem 3 lata później niż na całym świecie - ot taka mała ciekawostka na początek ;-)
Fabuła to mieszanka kilku przenikających się historii o miłości, związkach z francuskimi przedmieściami w tle. Mamy trójkąty, stygmatyczkę, złodzieja, nauczycielkę i kilka innych postaci, które miotają się w poszukiwaniu miłości i opornie biorą się za bary z rzeczywistością. I robią to najczęściej w sposób wyjątkowo popieprzony - a to wdając się w erotyczną grę z uczniem, a to nawiązując dziwne romanse a to znów odlatując w dziwne klimaty związane ze zbawieniem czy byciem wybranym przez Boga.
Opowieści przenikają się wzajemnie, bohaterowie to schodzą to znów rozstają a wszystko mocno chaotycznie i nieco bez ładu i składu. Tak jakby autor scenariusza miał pomysł, zaczął budować dobrą historię a na koniec popłynął gdzieś, gdzie podróż emocjonalno-egzystencjalna zaczyna gubić się w plątaninie ścieżek, które i tak ostatecznie prowadzą donikąd.
Warta jednak odnotowania jest sama forma - bardzo dziwna ale urzekająca praca kamery, mocno pokręcony montaż i dobra muzyka tworzą jakby dodatkową przestrzeń w filmie. Przestrzeń, która sprawia, że chce się film obejrzeć do końca, poznać jednak pointy poszczególnych opowieści, chociażby dla samej istoty ich przedstawienia. I dać się zaskoczyć - chociażby oczekując już napisów końcowych.
Nie jest to jednak dzieło arcywybitne - dwa tygodnie po wyjściu z kina mam problem z przypomnieniem sobie elementów składowych fabuły... A to chyba nie świadczy najlepiej o seansie ;-)
Opowieści przenikają się wzajemnie, bohaterowie to schodzą to znów rozstają a wszystko mocno chaotycznie i nieco bez ładu i składu. Tak jakby autor scenariusza miał pomysł, zaczął budować dobrą historię a na koniec popłynął gdzieś, gdzie podróż emocjonalno-egzystencjalna zaczyna gubić się w plątaninie ścieżek, które i tak ostatecznie prowadzą donikąd.
Warta jednak odnotowania jest sama forma - bardzo dziwna ale urzekająca praca kamery, mocno pokręcony montaż i dobra muzyka tworzą jakby dodatkową przestrzeń w filmie. Przestrzeń, która sprawia, że chce się film obejrzeć do końca, poznać jednak pointy poszczególnych opowieści, chociażby dla samej istoty ich przedstawienia. I dać się zaskoczyć - chociażby oczekując już napisów końcowych.
Nie jest to jednak dzieło arcywybitne - dwa tygodnie po wyjściu z kina mam problem z przypomnieniem sobie elementów składowych fabuły... A to chyba nie świadczy najlepiej o seansie ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz