Na "Obławę" poszedłem kompletnie nieprzygotowany. Nie wiedziałem o czym to film, nie czytałem żadnych recenzji ani nawet nie widziałem zwiastuna. Gdzieś mi się obiło o uszy, że warto, więc nie wahałem się ani chwili.
Początek świetny - partyzanci w prawdziwym i groźnym środowisku a nie ekipa wesołków z lasu, Dorociński jako wykonawca wyroków, ubrudzona Rosati w leśnym wdzianku, brud, głód i wojna.
Pierwsza scena, egzekucji na złapanym SSmanie ze Śląska - wstrząsająca. Potem rozkaz, wędrówka kaprala Wydry w celu wyeliminowania konfidenta gestapo - zapowiada się jeszcze lepiej...
I nagle zaczyna się z filmem dziać coś dziwnego. Sceny skaczą i zapętlają się, chwilami jakby mocno bez ładu i składu, między poszczególnymi fragmentami historii. Przeplatają się ze sobą - fragment początku, coś z końca, znów początek i raz jeszcze środek historii. I tak w cyklach po kilka minut - aż do końca seansu.