Nie wiem dlaczego, ale "Ted" przyzywał mnie do sali kinowej od obejrzenia pierwszego zwiastuna...
Co bardziej zaskakujące: całe życie nie byłem targetem dla głupkowatych amerykańskich komedii... No i nie byłem fanem Marka Wahlberga, który (chcąc nie chcąc) zawsze kojarzył mi się będzie z pseudorapującym Marky Markiem a nie aktorstwem ;-)
Niemniej jednak film obejrzałem i nie żałuję... :-) Opowieść o dorosłym facecie, który dzieli życie z pluszowym misiem i wciąż nie chce dorosnąć, była jak cudowna odtrutka na codzienność. Zwłaszcza, że ów miś nie jest przytulną zabawką a lekko zdegenerowanym pijakiem, ćpunem i zboczeńcem a główny ludzki bohater jest tak uroczo niepozbierany, jak tylko faceci po trzydziestce potrafią być.
Na dodatek w fabule co chwilę pojawiają się nawiązania do "Flasha Gordona", filmu, który jest tak nieprawdopodobnym gniotem, że ciężko uwierzyć, że istnieje naprawdę :-)
Ogląda się to jednak dobrze. Zaskakująco dobrze. I z dużą ilością uśmiechu. Nawet przy mocno kloacznych żartach, nawet przy scenach bardzo naciąganych. To po prostu komedia. Nic więcej...
mnie natomiast film od pierwszego zwiastuna bardzo zaciekawił, a na koniec rozczarował... co to było o.0
OdpowiedzUsuńM.B.