Kolejnym etapem eskapady estońskiej było miasto Pärnu. Kolejna miejscowość, która poza sezonem urlopowo-wakacyjnym jest na wpół wymarła... No cóż - miano "letniej stolicy" zobowiązuje do wiosennego marazmu ;-)
Samo centrum jest dość małe - zwiedzenie całości zajęło nam niewiele ponad dwie godziny. Ale warto było - bo przestrzeń urokliwa :-)
Miejscowe SPA, najstarsze w mieście
Bałtyk. Plaża w maju nie była zatłoczona ;-)
Główny deptak - ponoć latem dzieje się tam, że ojej...!
Tymczasem w maju... ;-)
Czerwona Wieża - jedyna baszta, która ostała się po zburzeniu murów miejskich
Dom kupiecki....
...i dom drewniany...
Ratusz
Cerkiew św. Katarzyny (niestety - zamknięta była na głucho)
Brama Tallińska - kolejna pozostałość dawnych fortyfikacji.
Po zwiedzeniu miasta spotkaliśmy się z naszą CSową hostką, która postanowiła (i wdzięczniśmy jej za to baaaaaaaaaaaardzo) pokazać okolicę...
Plaża niedaleko Parnu - cicho, pusto, pięknie...
Okoliczne wsie - kilka budynków, bagna, stare kościoły...
Ciekawe, jak jest tam w sezonie - gdy wszystko funkcjonuje a kawiarnię da się znaleźć bez mapy i pomocy autochtonów. Bo nam się nie udało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz