Na otwarcie filmowego roku 2013 trafił się film "Holy Motors" i od razu był to strzał w dziesiątkę :-)
Ciężko o nim cokolwiek rozsądnego napisać - fabuła jest zlepkiem dziwnych "przebieranek" człowiek jeżdżącego limuzyną, konwencja zmienia się co chwilę a ilość surrealistycznych wątków i ich przemieszanie powodują, że mózg po wyjściu z sali kinowej przypomina galaretę...
I dokładnie tego należy się po "Holy Motors" spodziewać - nic tam nie ma do końca sensu, nic nie jest wyjaśnione i praktycznie nic nie ma ani początku ani końca... :-) Ale za to genialnie się ogląda - warsztat reżyserski, scenografia i gra aktorów (nawet Kylie Minogue!) są tak rewelacyjne, że nie można oderwać wzroku od ekranu...
Nawet w chwilach gdy nie ma się pewności, czy aby na pewno autor filmu jest zdrowy psychicznie... ;-)
Bo warto...
A że niewiele da się zeń zrozumieć a i pole do interpretacji szerokie - tym lepiej :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz