środa, 29 września 2010

Inferno - niedokończone piekło

Nie samym Czarnobylem człowiek żyje. Bo żyje. I jeździ w inne miejsca. I do kina chadza... ;-) I nie, idioci z dowcipem lotnym jak kostka do wc - nie świecimy...!

"Inferno" jest jednym z dziwniejszych filmów, które zdarzyło mi się w życiu widzieć. Bo to nie jest normalny tytuł - bardziej jest to epitafium dla dzieła, które nigdy nie powstało... A mogło być kamieniem milowym w dziejach kina.

Reżyser Henri-Georges Clouzot miał wizję. Chciał nagrać film, który w warstwie optycznej wyprzedzałby swoje czasy o lata świetlne a przy tym miażdżył psychikę odbiorców. I udałoby mu się... Gdyby tylko nie był szaleńcem, wizjonerem i terrorystą dla współpracowników...

Wszystko to miało miejsce w latach 60-tych XX wieku...
Ponad 40 lat później Serge Bromberg odgrzebał zapomniane taśmy z niedokończonym filmem i nakręcił świetny film o nieudanym kręceniu świetnego filmu ;-) Coś w stylu celuloidowego lapidarium...

Polecam. Nie tylko studentom filmówki i profesjonalnym fotografom... To, jak Clouzot eksperymentował na pięknej Romy Schneider - z użyciem kliszy, makijażu, światła itd., do dziś zaskakuje i inspiruje. Zwłaszcza, że nie było wtedy jeszcze super firm zajmujących się efektami specjalnymi... :-)

Przy okazji rozdziewiczyliśmy Etnokino w Warszawie... Ale na to nie byłem chyba jeszcze gotów ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz