Skoro nie znaleźliśmy wiosny na północy Europy to wyruszyliśmy szukać jej dalej. Tym razem w przeciwnym kierunku - w Budapeszcie ;-)
I, cokolwiek by nie mówić, to chyba się z nią minęliśmy albo znów byliśmy zbyt wcześnie. Węgry przez trzy dni gościły nas mżawką, deszczem, wiatrem, chłodem i chmurami. W dowolnej konfiguracji. Oczywiście było też wino, palinka i pörkölt, więc nie daliśmy się złamać, niemniej momentami bywało naprawdę okropnie... Ale na pogodę akurat nikt wpływu nie miał a reszta wyprawy była przygotowana wręcz wzorcowo.
Tu należą się ogromne ukłony organizatorkom... Kolejny raz (po Wilnie) dowiodły, że jeśli komuś się chce, to wszystko wychodzi wzorcowo :-)
Dzię-ku-je-my! :-)
Budapesztański dzień pierwszy:
I, cokolwiek by nie mówić, to chyba się z nią minęliśmy albo znów byliśmy zbyt wcześnie. Węgry przez trzy dni gościły nas mżawką, deszczem, wiatrem, chłodem i chmurami. W dowolnej konfiguracji. Oczywiście było też wino, palinka i pörkölt, więc nie daliśmy się złamać, niemniej momentami bywało naprawdę okropnie... Ale na pogodę akurat nikt wpływu nie miał a reszta wyprawy była przygotowana wręcz wzorcowo.
Tu należą się ogromne ukłony organizatorkom... Kolejny raz (po Wilnie) dowiodły, że jeśli komuś się chce, to wszystko wychodzi wzorcowo :-)
Dzię-ku-je-my! :-)
Budapesztański dzień pierwszy:
Powyższe i poniższe to wnętrze synagogi. O tyle zaskakujące, że w swym eklektyzmie przypomnina... kościół katolicki - włączając w to ławeczki, ambony, "ołtarz" oraz organy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz