czwartek, 12 września 2013

Serbia Trip 12 - Kecskemét

Kecskemét to ostatnie nowe miejsce na naszej trasie. Odkryliśmy je dość dokładnie - włącznie z tym, że czekając na naszych couchsurfingowych gospodarzy, mieliśmy okazję uczestniczyć nawet w węgierskim karaoke i nauce tańca latino. Na szczęście tylko jako obserwatorzy, ale wrażenie do dziś pozostaje niezapomniane ;-)

Samo miasto to następny przystanek w krainie późnobarokowych kościołów i secesji... Do tego kolejna przestrzeń, obok której piękna nie sposób przejść obojętnie... :-)


 Nasza wizyta w Kecskemét zaczęła się od wizyty w lokalu gastronomicznym, w którym zarówno menu jak i obsługa dawali możliwość wyboru dań w dwóch językach - po węgiersku lub po niemiecku. A że nie mówimy w żadnym z wymienionych języków musieliśmy się zdać na polsko-angielsko-migowy. I daliśmy radę a dzięki temu udało nam się zjeść jeden z lepszych obiadów podczas całych dwóch tygodni ;-)
Przy okazji po raz pierwszy mogliśmy skosztować morelowej palinki. O taaak... to jest boski trunek... :-)

 Po wyjściu z dworca - park...


...a zaraz za parkiem rozpoczyna się zabudowa z końca XIX wieku...

 Rakoczi Ut. - urodziwa ulica prowadząca w stronę centrum.




 Cifrapalota czyli Zdobny Pałac - najsłynniejszy budynek miasta. 
Zdobiony secesyjnie ale i na ludowo...



 Synagoga (dawna)
Budynek, który najbardziej chyba popalił nam styki w ciągu całego wyjazdu. Z zewnątrz piękna budowla, bardzo mauretańska w stylu a wewnątrz...
...wylany betonem przestrzeń, która mieści w sobie Muzeum Nauki i Techniki.
Nic nie zapowiada tego, co zobaczyliśmy w środku. Wszędzie beton, jakaś taka prowizorka, okropieństwo...
 Zbór kalwiński - dominuje nad głównym placem miasta.


 Wnętrze - piękne acz surowe... :-)


 Kościół ewangelicki.

 Jedna ze szkół, które dawniej należały do protestantów.

 Kościół - nie da się ukryć. I że katolicki - tego jestem pewien. 
Niestety nie mam pojęcia pod czyim wezwaniem...


 Secesja. Nic dodać, nic ując :-)


 Cerkiew greckokatolicka.
Miejsce bardzo urokliwe - niekoniecznie architekturą zewnętrzną, ale samym klimatem.
Byliśmy w nim jedynymi zwiedzającymi, a kobieta, która dogląda kościoła oraz pobliskiego niewielkiego muzeum ikon, nie mówiąc w żadnym "naszym" narzeczu, starała się nam przekazać informacje na temat budynku i jego wyposażenia. 

 Piękny ikonostas...

 Tzw. "Wielki Kościół" - z drugiej połowy XVIII wieku.


 Wnętrze - barokowe w całej swej okazałości.
Przy tym ze świetną akustyką - na chórze ćwiczył organista i gość grający na trąbce. Niesamowity efekt uzyskiwali...



 Ratusz. 
Znów secesja, ale ona chyba nigdy mi się nie znudzi ani nie zbrzydnie :-)



 Pomnik Kossutha.
Bo nie ma na Węgrzech miasta, w którym on by nie stał.
Tu w towarzystwie smutnego pana z kosą na sztorc postawioną...

 Kościół św. Mikołaja 
(podobno najstarszy w mieście) :-)




 Teatr im. Józefa Katony oraz kolumna św. Trójcy.

 Pomnik wyżej wymienionego Józefa Katony.

 Dawna cerkiew ortodoksyjna - obecnie muzeum fotografii.







Potem był jeszcze festyn na placu, mocno zakrapiany piwem i krótki nocleg w węgierskim mieszkaniu, delikatnie doprawiony kieliszkiem morelówki...
A potem finish w Budapeszcie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz