Kecskemét to ostatnie nowe miejsce na naszej trasie. Odkryliśmy je dość dokładnie - włącznie z tym, że czekając na naszych couchsurfingowych gospodarzy, mieliśmy okazję uczestniczyć nawet w węgierskim karaoke i nauce tańca latino. Na szczęście tylko jako obserwatorzy, ale wrażenie do dziś pozostaje niezapomniane ;-)
Samo miasto to następny przystanek w krainie późnobarokowych kościołów i secesji... Do tego kolejna przestrzeń, obok której piękna nie sposób przejść obojętnie... :-)
Przy okazji po raz pierwszy mogliśmy skosztować morelowej palinki. O taaak... to jest boski trunek... :-)
Po wyjściu z dworca - park...
...a zaraz za parkiem rozpoczyna się zabudowa z końca XIX wieku...
Rakoczi Ut. - urodziwa ulica prowadząca w stronę centrum.
Cifrapalota czyli Zdobny Pałac - najsłynniejszy budynek miasta.
Zdobiony secesyjnie ale i na ludowo...
Synagoga (dawna)
Budynek, który najbardziej chyba popalił nam styki w ciągu całego wyjazdu. Z zewnątrz piękna budowla, bardzo mauretańska w stylu a wewnątrz...
...wylany betonem przestrzeń, która mieści w sobie Muzeum Nauki i Techniki.
Nic nie zapowiada tego, co zobaczyliśmy w środku. Wszędzie beton, jakaś taka prowizorka, okropieństwo...
Zbór kalwiński - dominuje nad głównym placem miasta.
Wnętrze - piękne acz surowe... :-)
Kościół ewangelicki.
Jedna ze szkół, które dawniej należały do protestantów.
Kościół - nie da się ukryć. I że katolicki - tego jestem pewien.
Niestety nie mam pojęcia pod czyim wezwaniem...
Secesja. Nic dodać, nic ując :-)
Cerkiew greckokatolicka.
Miejsce bardzo urokliwe - niekoniecznie architekturą zewnętrzną, ale samym klimatem.
Byliśmy w nim jedynymi zwiedzającymi, a kobieta, która dogląda kościoła oraz pobliskiego niewielkiego muzeum ikon, nie mówiąc w żadnym "naszym" narzeczu, starała się nam przekazać informacje na temat budynku i jego wyposażenia.
Piękny ikonostas...
Tzw. "Wielki Kościół" - z drugiej połowy XVIII wieku.
Wnętrze - barokowe w całej swej okazałości.
Przy tym ze świetną akustyką - na chórze ćwiczył organista i gość grający na trąbce. Niesamowity efekt uzyskiwali...
Ratusz.
Znów secesja, ale ona chyba nigdy mi się nie znudzi ani nie zbrzydnie :-)
Pomnik Kossutha.
Bo nie ma na Węgrzech miasta, w którym on by nie stał.
Tu w towarzystwie smutnego pana z kosą na sztorc postawioną...
Kościół św. Mikołaja
(podobno najstarszy w mieście) :-)
Teatr im. Józefa Katony oraz kolumna św. Trójcy.
Pomnik wyżej wymienionego Józefa Katony.
Dawna cerkiew ortodoksyjna - obecnie muzeum fotografii.
Potem był jeszcze festyn na placu, mocno zakrapiany piwem i krótki nocleg w węgierskim mieszkaniu, delikatnie doprawiony kieliszkiem morelówki...
A potem finish w Budapeszcie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz