Czasem w życiu tak się zdarza, że człowiek aby móc docenić coś pięknego musi poświęcić czas na oglądanie beznadziei lub/i gniota. A takim właśnie beznadziejnym gniotem jest film "Zagubieni w miłości" w reżyserii Patrice Chéreau. Fabuła filmu to zadęta do kwadratu pseudo rozprawka o ludzkich uczuciach, w której ani aktorzy ani ich działania nie potrafią zainteresować widza a przy tym są rozdęte jak nadmuchana przez słomkę żaba. Tego się nie da oglądać... Ona go kocha, on ją kocha, ale cały czas jej wmawia, że ona chce odejść, no to ona odchodzi a w tle kręci się psychopata, który chce przytulać się do głównego bohatera. Logiczne? Zrozumiałe? Sensowne?
Nie! I taki właśnie jest ten film - bzdura, prymitywny egzystencjalizm i szerokie pole do mentalnej masturbacji dla wszelkiej maści artystowskich krytyków.
Dla normalnego człowieka to dwie godziny bełkotu. I straconego czasu. Szczerze i z pełną odpowiedzialnością: odradzam...
Bez trailera bo szkoda nań życia... ;-)
Nie! I taki właśnie jest ten film - bzdura, prymitywny egzystencjalizm i szerokie pole do mentalnej masturbacji dla wszelkiej maści artystowskich krytyków.
Dla normalnego człowieka to dwie godziny bełkotu. I straconego czasu. Szczerze i z pełną odpowiedzialnością: odradzam...
Bez trailera bo szkoda nań życia... ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz