niedziela, 3 października 2010

Czeski błąd

I jeszcze raz kino europejskie - tym razem od południowych sąsiadów. "Czeski błąd" jest również kolejnym filmem o narodowej traumie, tym razem związanej z rozliczaniem czasów przed Aksamitną rewolucją i upadkiem komunizmu. Bo w Czechach, jak i u nas, od ponad dwudziestu lat ciągnie się problem teczek i współpracy z odpowiednikiem polskiej SB. I jest chyba większym cierniem w narodowej duszy. Bo naród mniejszy a donosicieli jakby więcej...

Dostajemy więc opowieść o rozliczaniu się z przeszłością, wyciąganiu brudów, przenikaniu ludzkich losów oraz konsekwencjach pewnych decyzji.
Jest też o człowieczej małości i miłości, która pomaga wierzyć... A także sztuce wybaczania...

Film jest dobry, ale trochę... nudny. Ciągnie się i ciągnie a przy tym chwilami jest za bardzo przegadany. Co nie przeszkadza w odbiorze a jedynie pozostawia pewne znużenie...

A o tym, jak polski dystrybutor uczynił "Czeski błąd" z tytułu "Kawasakiho růže" to można by esej napisać. O marketingu dla idiotów i kreatywności stonki ziemniaczanej. No bo czy słowo "czeski" w tytule gwarantuje aż taki wzrost oglądalności, żeby warte było tak potwornej ingerencji w oryginał?
Ehhh...

Trailer:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz