Ostatni dzień w terenie był najbardziej hard-core'owy. Zwłaszcza wieczorem, gdy przyszło toczyć się dnem strumienia pełnego wielkich głazów. Niestety zdjęć nie ma bo nie było czym ich robić. Aparat zmarł tragicznie po ciężkiej chorobie i długiej agonii... ;-)
Ale pozostało kilka obrazków z całego dnia. Pięknie tam. I taka przestrzeń oraz bezludzie, że niech się Bieszczady chowają ;-)
Poranek w Karpatach
Czasem się człek zakopie...
I to by było na tyle. Potem jeszcze podróż przez Ukrainę, reperowanie samochodu, przejazd przez Słowację i powrót do domu. Z głową pełną wrażeń, widoków i z ogromną chęcią na powtórkę :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz