piątek, 5 listopada 2010

Chrzest

W dobie beznadziejnych i nieśmiesznych polskich komedii romantycznych pojawienie się takiego tytułu jak "Chrzest" jest wyjątkową perłą. I po raz kolejny potwierdza teorię, że Polacy potrafią kręcić dobre filmy, pod warunkiem, że nie kopiują amerykańskich wzorców i nie próbują rozśmieszyć za bardzo widza ;-)

Nowy film Marcina Wrony jest absolutnie niezabawny - to kawał kina ciężkiego tak mocno, że aż wbija w fotel. I nie daje powodów do radości. Ale za to do myślenia tak... Bo jest o czym myśleć - tak w kwestii fabuły jak i głównych bohaterów...
Samej historii nie ma co streszczać, wystarczy spojrzeć na dowolną recenzję lub zapowiedź. Ważne jest to, że jest ona opowiedziana z dużą dawką prawdopodobieństwa a przy tym postępowanie bohaterów jest tak pasywne, tak bierne, tak nielogiczne, że aż... ludzkie...
I dlatego ten film jest tak dobry. Bo nie jest heroiczny. Bo jest zwyczajną opowieścią o nieuchronności. I podłym losie.
A dodatkowo zadaje kilka pytań. Nie tylko o moralności a o czkawce wynikającej z własnej przeszłości. I nieuchronności... A przy tym jest brutalny. Tak bardzo brutalny, że chwilami ciężko utrzymać wzrok na ekranie.

Moim skromnym zdaniem - bardzo warto...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz