środa, 24 listopada 2010

Za głosem stada

"Mistrzowska krytyka tureckiego społeczeństwa (...)" - tak w folderze reklamowym brzmiała zapowiedź kolejnego filmu, na który poszliśmy w ramach festiwalu Ale Kino! Biorąc pod uwagę, że Turcji nie znam, a bezpośrednio kojarzy mi się prawie wyłącznie z Konstantynopolem i kebabami, wyprawa zapowiadała się nad wyraz ciekawie.

I zostaliśmy pokonani ponieważ film "Za głosem stada", okazał się być ciężkim, nudnym i długim gniotem ;-)

Film ciągnie się w nieskończoność, próbując zainteresować widza historią młodego nieudacznika, jego despotycznego ojca i puszczalskiej Kurdyjki. I wcale mu się to nie udaje bo fabuła rozłazi się w szwach, aktorzy są bardziej niż nieudolni a poszczególne sceny zdają się trwać godzinami...
W pewnych momentach ma się wręcz wrażenie, że film mógłby się skończyć w dowolnym momencie i... zupełnie niczego by to nie zmieniło. Bo w sumie i tak jest beznadziejny, nachalnie krytyczny względem relacji turecko-rodzinno-uczuciowych a do tego zwyczajnie, banalnie nudny...

Chyba nie umiem znaleźć niczego na plus dla tego filmu...

W mojej wewnętrznej walce w kategorii najbardziej stracony czas w kinie a.d. 2010 walczy o bardzo wysoką pozycję... ;-)



I tylko po raz kolejny rozbrzmiewa w człowieku pytanie - za co tak słabe filmy dostają prestiżowe nagrody? Czyżby do reszty krytycy oszaleli? A może konkurencja aż tak słaba...? ;-]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz