środa, 3 listopada 2010

The Social Network

Zdjęcia z Wilna czekają na lepsze czasy, ale (na szczęście) w przerwie między wpisami nie doszło do intelektualnego paraliżu a jedynie mocnego braku czasu. I jakiejś takiej leniwej jesienności...
Bo przecież nie mogło być tak, że nie było nas w kinie ;-)

Poszliśmy na "The Social Network" jako na ciekawostkę. Chociażby dlatego, że nie miałem, nie mam i nie zamierzam mieć konta na facebooku, ale jednocześnie jest ów portal zjawiskiem, którego nie da się nie zauważyć. Jeszcze chwila a na opakowaniach zapałek będą guziki "lubię to" a swój profil będzie miała każda studzienka kanalizacyjna. I w związku z tym wszyscy będą wiedzieć wszystko o wszystkich ale wszystkich to wszystko będzie gówno obchodziło.
I nadal nie będzie prawie do kogo gęby otworzyć. Nawet jeśli ktoś nazbiera 50.000 znajomych.
Ale miało być o filmie a nie kolejna rozprawka z cyklu "Fenomen portali społecznościowych i pierdolenia o niczym w dobie upadku cywilizacji zachodu" ;-)

"The Social Network" opowiada historię powstania Facebooka, koncentrując się na postaci założyciela portalu - Marka Zuckerberga a przy okazji opowiada o procesie - od pomysłu do bogactwa. I pokazuje to wszystko na tyle interesująco, że człowiek spokojnie przesiedzi cały seans a jednocześnie nie doprowadzi ani do przesadnego wymęczenia czy ani przeintelektualizowania. Bo film jest po prostu dobry - nie genialny, nie wybitny ale i nie schodzi poniżej pewnego, dość wysokiego poziomu. Wielka przy tym chwała odtwórcom głównych ról - nie ma tam chyba ani jednego aktora, który zagrał słabo lub nie stworzył wyraźnej postaci. Ba, zaskoczył mnie wielce pozytywnie popowy-wyjec Justin Timberlake, co do którego miałem dość poważne obawy :-)

Polecam. Coby zobaczyć, zrozumieć pewne mechanizmy, zobaczyć kawałek historii a przy tym zupełnie pozytywnie spędzić czas. :-)


1 komentarz:

  1. Jeszcze nie wiem kim jesteś, ale masz ciekawe i dojrzałe poglądy tu cytuję "I nadal nie będzie prawie do kogo gęby otworzyć. Nawet jeśli ktoś nazbiera 50.000 znajomych."
    Podpisuję się pod tym, jak pod własnym tekstem.
    Podobne refleksje, wyraziłem w jednym ze swoich postów z dnia 5.X. w nieco ukryty sposób ;)
    Warto więc, poświęcić trochę czasu aby ilość zamieniać w jakość :)
    Czekam na następne zdjęcia, będę zaglądał.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń