piątek, 7 maja 2010

Świętokrzyska Majówka cz. 3 - Zamek Rembów

Kolejnym przystankiem była wieś Rembów a w niej do zwiedzenia ruiny zamku. Znaleźć ów obiekt nie jest łatwo, oj nie... Tablice kierunkowe przy głównej trasie są ledwie widoczne, potem należy przejechać spory kawał gruntową drogą śród luźno rozrzuconych wiejskich zagród i znów rozglądać się za strzałką wskazującą zamek...
Jeśli pytać o drogę miejscowych, to okoliczni mieszkańcy posługują się specyficzną miarą odległości - tzw. "200 metrów rembowskich". W przeliczeniu na standaryzowaną tabelę miar oznacza to około 1,5 kilometra ;-) To taka drobna przestroga, żeby nie wpadać w panikę ;-)

Na miejscu najpierw należy przejść przez magiczny most, którego strzeże równie magiczny kot. Jeśli zwierzę zezwoli, można udać się do krainy zamkowej ;-)
Za mostem należy kierować się w lewo! W lewoooo!!! A nie w prawo!!! Bo droga w prawo prowadzi donikąd. Uczulam. Nie popełniajcie tego błędu co my ;-)

Po lewej stronie ;-) ktoś łopatą własną pseudoschody uczynił wiodące na szczyt góry. I chwała mu za to, bo stromo jak pierun.

Na szczycie owego wzniesienia są ruiny zamku. Bardzo skromne. Ale i bardzo malownicze...


I jedna drobna uwaga - ani ja nie zwariowałem ani mój aparat. Tam naturalnie było tak olśniewająco zielono. Ba, wręcz megazielono, nadzielono i przezielono ;-)


Na samym szczycie szczytów rośnie spleciona kępa drzew. Jak pogański gaj ku czci dawnych bogów...





Dziękuję również pogodzie, że na czas wspinaczki i błądzenia raczyła się poprawić i wyłączyć deszcz a włączyć słońce...! :-)

Podsumowując: o samym zamku można sobie poczytać np. TU, TU lub TU. Mimo, że niewiele z właściwej budowli tu zostało, to miejsce ma w sobie jakąś magię. I warto tam iść, żeby obejrzeć przestrzeń absolutnie pozamiejską i pozaturystyczną. Jednak z drugiej strony szkoda, że jest aż tak zaniedbane i ukryte przed ludźmi...

A potem ruszyliśmy dalej. Bo dzień pierwszy jeszcze się nie skończył! ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz